Dzisiaj pobudka czekała nas przed siódmą. Spotkaliśmy się wszyscy na parterze hotelu i poszliśmy na śniadanie. Znajdował się tam duży wybór lokalnych przysmaków: świeże jajka i jajecznica, kiełbaski, omlety, smażony bekon, naleśniki, różnorodne kanapki, chrupiące croissanty, bułeczki cynamonowe, muffiny i inne pieczywo, owoce i soki oraz kawa i herbata. O 7.30 opuściliśmy hotel i skierowaliśmy się do stacji metra. Tam wsiedliśmy do wagonu i przemieściliśmy się do głównej stacji. Następnie czekała nas podróż pociągiem, prosto do małego miasteczka -Lyngby.
Ciekawą rzeczą, którą można tu zauważyć jest to, że Duńczycy uwielbiają jeździć rowerami. W mieście jest ich mnóstwo, można się wręcz o nie potknąć (lub zostać przejechanym), a ścieżki rowerowe są szersze od chodników. W pociągu znajdują się nawet wagony specjalnie przeznaczone do ich przewozu. Na porządku dziennym jest też transport rowerów innymi środkami komunikacji.
Wysiedliśmy na stacji Lyngby i wyszliśmy ze stacji. Tam spotkaliśmy Eniję, która miała nam dzisiaj towarzyszyć podczas wizyty w szkole. Przeszliśmy następnie na przystanek autobusowy. Po wejściu do pojazdu, rzuciła mi się w oczy kolejna interesująca rzecz- Duńczycy są tak przywiązani do flagi swojego kraju, że niektóre z autobusów mają je zatknięte ponad przednią szybą i tak poruszają się po mieście.
Wysiedliśmy tuż przed szkołą KNORD- kopenhaska szkoła biznesowa.
Po przekroczeniu progu budynku, zostaliśmy powitani przez Dyrektor Edukacji-Julie Secher. Julie zaprowadziła nas do swojego gabinetu, gdzie czekał już przygotowany dla nas poczęstunek. Usiedliśmy przy okrągłym stole i rozpoczęliśmy ciekawą rozmowę na temat edukacji w Danii. Dostaliśmy ilustrowane broszury i omawialiśmy zawarty w nich wykres przedstawiający etapy nauki i studiowania.
Rozmawialiśmy także o naszych planach na przyszłość i kierunku, w którym chcielibyśmy się rozwijać, popijając ciepłą herbatę oraz kawę i jedząc przepyszne croissanty.
Po skończonej rozmowie poznaliśmy Mie, nauczycielkę angielskiego. Zostaliśmy zaprowadzeni do pokoju nauczycielskiego. W pierwszym momencie, nie wiedziałam gdzie się znajduję i aż musiałam zapytać się o to dla pewności. To miejsce tak różniło się od pokoi nauczycielskich w polskich szkołach! Było to przestronne pomieszczenie z kompletnie wyposażonym aneksem kuchennym, rzędami stolików, a co najbardziej mnie zaskoczyło, to stojąca w rogu pokoju duża kanapa, na której nauczyciele odpoczywali, robili notatki, uzupełniali dokumenty lub czytali.
Dostaliśmy wodę do picia i przeszliśmy do klasy, gdzie mieliśmy uczestniczyć w lekcji angielskiego. Zostaliśmy przedstawieni przez nauczycielkę, a następnie usiedliśmy w ławkach, pomiędzy innymi uczniami. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to widok stojących na stolikach laptopów- prawie każdy go miał. Pomyślałam sobie: na dobrze, pewnie tu to normalne, potrzebują ich do pracy. Ale kiedy spostrzegłam, że niektórzy z uczniów podczas lekcji grają w gry, lub przeglądają portale społecznościowe, zaczęłam się zastanawiać, jak nauczyciel może na to pozwalać. Jednak jak się potem okazało, ci sami uczniowie brali aktywny udział w lekcji- zgłaszali się, odpowiadali na pytania, pracowali, kiedy dostali jakieś zadanie. Nie ignorowali prowadzącego i łączyli przyjemne z pożytecznym. Dla mnie samej siedzenie bezczynnie na lekcji i słuchanie wywodu nauczyciela jest bardzo męczące- czasami próbowałam wtedy rysować lub manualnie zajmować się czymś innym- osobiście bardzo pomaga mi się to skupić na tym czego słucham. Ale zwykle wtedy kazano mi wszystko schować, usiąść prosto i przez następne 45 minut słuchać i notować, nawet jeżeli to wszystko mieliśmy już w podręczniku. Zwykle wtedy czułam się bardzo znudzona i po krótkim czasie nie mogłam się już skupić na słyszanych słowach.
Lekcja dotyczyła życia w Danii. Obejrzeliśmy dwa krótkie filmy, które opisywały ten aspekt z dwóch różnych stron- pozytywnej i negatywnej. Następnie dyskutowaliśmy na forum klasy o tym, jak media potrafią nami manipulować i czasami przedstawiać fałszywe informacje. Omawialiśmy też przedstawione w nich fakty i porównywaliśmy je z sytuacją w Polsce. W ten sposób, dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy, np. to, że ślub i założenie rodziny nie są tak ważne dla Duńczyków, i wielu z nich woli z tym poczekać, urlop macierzyński w Danii trwa rok, szczególnie dba się tutaj o środowisko, nauka i studia są tu bezpłatne i wbrew pozorom, żyje tutaj duża liczba ubogich ludzi.
Dobraliśmy się następnie w grupy i każdy uczestnik naszej wycieczki opowiadał uczniom, w jaki sposób się tu znalazł i co sądzi o kraju i mieście, w którym się znajdujemy. Było to moje pierwsze starcie, kiedy znajdowałam się w centrum uwagi i musiałam mówić po angielsku. Przyznam, że trochę się zestresowałam, przez co poumykały mi niektóre słówka i ciężko było mi zrozumieć to co mówią do mnie inni.
Pierwsza lekcja zakończyła się i uczniowie mogli wyjść na przerwę. Zaskakujące dla mnie było to, że nie usłyszałam żadnego dzwonka lub innego sygnału. Nauczyciel po prostu powiedział, że na dzisiaj to wszystko. Spytałam się później, w jaki więc sposób wiadomo, kiedy lekcja się zaczyna lub kończy. Dostałam odpowiedź, że uczniowie po prostu to wiedzą i jest to dla nich naturalne.
Przeszliśmy następnie do innej klasy, gdzie mieliśmy mieć lekcję o kulturze. Po krótkim wprowadzeniu i zapoznaniu nas z uczniami, zostali oni podzieleni na grupy, a każdy z nas dołączył do jednej z nich. Znalazłam się w grupie z pięcioma dziewczynami. Przedstawiłyśmy się sobie, po czym wprowadziły mnie one w temat. Przygotowały krótką prezentację na temat kultury Danii. Opierała się ona na diagramie Hofstede’a o śmiesznie brzmiącej nazwie “Cultural Onion” (dosłownie: “cebula kulturalna”)
Prezentacja skupiała się na różnych tradycjach praktykowanych w Danii. Dzięki temu dowiedziałam się, że:
-
Duńczycy są bardzo przywiązani do flagi swojego kraju. Mają nawet specjalne zasady określające, w jaki sposób należy się z nią obchodzić.
-
Ważną i docenianą postacią w Danii jest Hans Christian Andersen. Jego dzieła są tu bardzo znane i ma on pomnik znajdujący się w Kopenhadze.
-
Tradycyjną duńską potrawą jest smorrebrod, czyli… kanapki z ciemnego chleba z różnymi dodatkami.
-
Duńczycy praktykują hygge- to pewnego rodzaju stan, dzięki któremu mogą się poczuć komfortowo, ciepło, bezpiecznie i wygodnie. Zbierają się np. całą rodziną w jednym pokoju, zakładają miękkie skarpetki, rozpalają w kominku ogień, piją herbatę i spędzają razem czas. Popularne jest także ucinanie sobie ,,rodzinnych drzemek”.
-
Znakiem rozpoznawalnym Kopenhagi jest figura Małej Syrenki, znajdująca się nad morzem. Pochodzi ona z jednej z baśni Andersena. Z tego co opowiedziały mi dziewczyny, Duńczycy spodziewali się, że będzie ona trochę większa…
-
Najważniejszym świętem obchodzonym w Danii jest Boże Narodzenie. Przygotowuje się wtedy uroczysty posiłek, na którym głównym daniem jest łosoś i pieczona kaczka.
Po prezentacji, dziewczyny poprosiły mnie, abym i ja powiedziała im coś o swoim kraju. Opowiedziałam im zatem o naszych ukochanych, polskich pierogach, kulturze ludowej, największych miastach, naszej Warszawskiej Syrence, naszym patriotyzmie, narodowych bohaterach i ideałach oraz o tym, jak w naszym kraju obchodzi się najważniejsze święta.
Zostało nam jeszcze troszkę czasu na luźną rozmowę. Wymieniliśmy się innymi ciekawymi informacjami. Zapytano, mnie czy nasza polska szkoła różni się od duńskiej. Odpowiedź brzmiała: tak i to bardzo! Nie ma tutaj dzwonków, uczniowie na czas przygotowania się do prezentacji, nawet podczas lekcji mogą wyjść z sali i pójść do miejsca, w którym będzie im się lepiej pracowało, nauczyciele nie mają nic przeciwko żuciu gumy, piciu napojów, czy używaniu telefonów na lekcji. Spytałam się także o posiadanie i korzystanie laptopów, ponieważ ten temat najbardziej mnie ciekawił. Dziewczyny z grupy zdziwiły się; zapytały: jak to? To wy ich nie używacie ? To jak zapisujecie notatki? Odpowiedziałam, że w zeszytach, do każdego przedmiotu musimy mieć osobny zeszyt i książki. Dla duńskich uczennic było to dosyć zadziwiające, odparły, że należy iść z duchem czasu, a skoro mamy dostępną, wygodniejszą technologię, dlaczego z niej nie skorzystać?
Czas na pracę w grupach zakończył się i uważam, że był on bardzo owocny- w końcu jaki inny sposób na naukę o kulturze danego kraju będzie lepszy, jak rozmowa z jego mieszkańcem? Ale żeby nie być dłużnym, nadszedł moment na naszą prezentację o Polsce. Jeszcze przed wyjazdem przygotowaliśmy kilka ciekawych informacji i zdjęć o naszym kraju, które obejmowały jego położenie, najciekawsze miejscowości, coś o naszym mieście- Radomiu, o ekonomii, kulturze ludowej i świętach.
Nasza prezentacja została ciepło przyjęta i byliśmy zadowoleni, że wspólna wymiana wiadomości pozwoliła nam się tyle dowiedzieć na temat miejsc, z których pochodzimy.
Po lekcji zostaliśmy zaproszeni na lunch do pokoju nauczycielskiego. Towarzyszyły nam pani dyrektor, nauczycielka angielskiego oraz inni nauczyciele. Mogliśmy spróbować pysznych kanapek i lokalnych napojów, a także porozmawiać o idei warsztatów FEP, naszych przemyśleniach na temat duńskiej szkoły i tutejszego systemu nauczania.
Nasz czas wizyty w szkole dobiegł końca, więc pożegnaliśmy się ze wszystkimi i bogaci o nową wiedzę i doświadczenia, opuściliśmy placówkę, by udać się do kolejnego, niezwykłego miejsca.
Przemieściliśmy się samochodem prosto do jednostki wojskowej. Na miejscu spotkaliśmy się z Natalią i wspólnie przeszliśmy do środka budynku, zwieńczonego dużą, powiewającą flagą Danii. Tam dostaliśmy identyfikatory i zapoznaliśmy się z Malene- jedną z oficerek. Opowiedziała nam krótko o tym miejscu i jej pracy, a następnie poprowadziła korytarzem. Wszystkie drzwi były otwarte, więc mogliśmy zobaczyć jak wyglądają tutaj stanowiska pracy. Udało nam się także obejrzeć wielką salę konferencyjną oraz pomieszczenie, gdzie pracownicy mogli odpocząć, grając w piłkarzyki, bilard lub przespacerować się w pięknym ogrodzie z sadzawką (w Danii to norma, każdy pracownik potrzebuje przecież miejsca do oczyszczenia myśli, prawda?) Przeszliśmy następnie do małej sali konferencyjnej, gdzie czekały już na nas miejsca przy stole oraz poczęstunek. Malene przygotowała dla nas prezentację, w której opowiedziała nam swoją historię, trochę o pracy żołnierza oraz o inspiracji do przezwyciężania własnych słabości. Mogliśmy śmiało zadawać jej pytania. Słuchając jej opowieści, narastał we mnie podziw dla jej osoby, siły i wytrwałości. Mogliśmy wysłuchać także historii jeszcze jedne poani officer, która przedstawiła nam pełną wielu przeciwności opowieść o swoim życiu oraz o tym jak udało jej się je pokonać.
Na zakończenie, ustawiliśmy się wszyscy razem przed budynkiem i zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.
Kolejnym punktem dzisiejszego dnia była akademia sportowa Right To Dream. Jest to miejsce, w którym kształcą się młodzi, zdolni piłkarze. Pozwala im ono na rozwój zarówno intelektualny, jak i fizyczny i bardzo często bywa tak, że spod jej skrzydeł wychodzi wielu zawodowych sportowców. Na miejscu powitał nas Søren Kristensen -CEO w FC Nordsjælland. Opowiedział nam o idei tego miejsca oraz o swojej funkcji jaką tu pełni, a następnie my opowiedzieliśmy coś o sobie. Søren oprowadził nas po akademii- mogliśmy zobaczyć salę spotkań, wielki stadion, na którym właśnie odbywały się treningi, trybuny, szatnie, pomieszczenie strategiczne oraz wszystkie puchary, trofea i nagrody. Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia na murawie, powróciliśmy do środka budynku, gdzie przeszliśmy do małej sali konferencyjnej.
Dostaliśmy zimne napoje i wysłuchaliśmy wykładu na temat miejsca, w którym się znajdujemy, podopiecznych akademii, lokalnego klubu sportowego FC Nordsjælland oraz pasji, jaką budzi w młodych sportowcach piłka nożna. Obejrzeliśmy też parę krótkich filmów promujących akademię i poznaliśmy kilku inspirujących piłkarzy, którzy są autorytetami dla wielu ludzi sportu i nie tylko.
Po wyczerpującym wykładzie, pożegnaliśmy się serdecznie ze wszystkimi i po zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć, ruszyliśmy wprost do centrum Kopenhagi. Tam, idąc urokliwymi uliczkami, doszliśmy do restauracji, gdzie spotkaliśmy się z Claudią Szubryt, mentorką naszej grupy, na kolacji.
Byliśmy już bardzo głodni, dlatego z ochotą chwyciliśmy za talerze i poszliśmy do bufetu, gdzie mogliśmy znaleźć mnóstwo ciekawych potraw, które ja osobiście spróbowałam pierwszy raz w życiu, np. ciepły gulasz, malutkie falafele, pieczone ziemniaki z rozmarynem, grillowane warzywa, lasagne ze szpinakiem, a także duży wybór dań na zimno, jak np. sałatki, makarony, pasty, sosy i warzywa. Szczególnie zasmakowało mi picie, które jest tutaj dosyć popularne, czyli elderflower soda- napój o smaku czarnego bzu. To chyba jedna z tych rzeczy, której najbardziej będzie mi brakować po powrocie do domu…
Po kolacji, Claudia pokazała nam przygotowaną przez siebie prezentację na temat studiowania w Danii- oczekiwania kontra rzeczywistość. Wcześniej mało o tym wiedzieliśmy, dlatego uważam, iż była ona dla nas bardzo pożyteczna. Dowiedzieliśmy się, z czym wiąże się nauka na uniwersytetach w Danii, jak się tam dostać, jak przygotować się finansowo, jak przekonać rodziców i czy w ogóle jest to opłacalne. Claudia wraz z Natalią i Martą opowiedziały nam także o swoich doświadczeniach związanych ze studiowaniem za granicą i odpowiedziały na nasze wszystkie pytania- a było ich dużo, ponieważ ten temat nie jest prawie w ogóle poruszany w Polskich szkołach. I bardzo źle- mi osobiście prezentacja Claudii otworzyła oczy na nowe możliwości nauki w obcych krajach i przekonałam się, że nie jest to wcale niemożliwe, a sama na pewno będę rozważać taką opcję.
I have been browsing online more than 3 hours today, yet I never found any interesting article like yours.
It is pretty worth enough for me. Personally,
if all web owners and bloggers made good content as
you did, the internet will be a lot more useful than ever before.